niedziela, 11 grudnia 2016

O niedzieli

 Do tej pory pisałem co myślę o otaczającym mnie świecie. Jednak dzisiejszy dzień był.... cóż w zasadzie podobny do mojej codzienności tyle, że do kwadratu.

Gdy wstałem rano okazało, się że nie mam internetu. Po zbadaniu sprawy okazało się, że podobno nie zapłaciłem. Telefon na infolinię nie pomógł... tzn pomógł jeśli przyjąć że jego funkcją było wkurwienie mnie jeszcze bardziej. SYSTEM twierdził, że nie zapłaciłem..... dwie godziny i 87 funtów później internetu wciąż nie miałem po kolejnym telefonie i 30 minutach okazało się, że był jakiś błąd a płacić nie musiałem!!! Co więcej nie mogą zwrócić kasy tak szybko jak ją ode mnie chcieli.
W między czasie jednak wyszedłem z psiakiem. Chciałem z nią podjechać do parku ale okazało się że samochód..... nie odpala..... silnik kręci ale nie odpala....
Jako, że do pracy mam 30 minut samochodem, ponad 2 godziny komunikacją i 6 godzin drogi na piechotę wychodzi na to, że..... właśnie zrezygnowałem z pracy....
Co prawda i tak bym to zrobił ale dopiero gdy praca jako freelancer copywriter zacznie przynosić mi dochody czyli będę mógł z tego wyżyć.... czyli zapewne za około rok.
Dla przyspieszenia tego procesu również oferuję usługi tłumaczenia czy wprowadzania i analizy danych. A to dlatego, że uważam iż praca z domu, praca zdalna to jeden z najlepszych biznesów jakie można prowadzić jeśli chodzi stosunek wkładu własnego i kosztów do możliwych przychodów.

Nie mniej w obecnej sytuacji, bez transportu i alternatywnego źródła dochodów święta i nowy rok przywitam pod mostem.
Lecz takie jest moje życie. Zwolniony z pracy wcześniejszej dwa tygodnie przed tym jak mieli nam wyrównać podwyżkę płacy od początku roku. Samochód padł tydzień przed tym gdy miałem pracować cały weekend w nadgodzinach przed świętami .

Nie lubię narzekać, jednak analizując je wychodzi mi na to, że jeśli coś u mnie idzie za łatwo i za przyjemnie to musi się coś spierdolić.
Lubię wyzwania. Potrafię, też ryzykować jednak do UK przyjechałem po nieco stabilności. Aby nieco wykorzystać wnioski które wyciągnąłem po swoich błędach w PL. Jednak okazuje się, że od swojej karmy nie ucieknę. Gdzie bym nie pojechał zawsze będzie się za mną ciągnęła.
Byłem wyzywanym od złodziei, ćpunów i krętaczy..... i chyba jednak muszę nimi zostać. Bo gdzie bym nie pojechał, jak bym się nie starał złodzieje i krętacze żyją spokojnie.

Tak czy inaczej.... jutro zobaczymy czy samochód idzie na złom czy da się go naprawić tanim kosztem.... ergo... walczymy dalej.....

Danielizm na dziś: jeśli coś może się spierdolić, na pewno się spierdoli.

sobota, 10 grudnia 2016

O jedności.

Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, nad obecną Europą, światem. Co zrobić aby był lepszy? Czy jest coś co mogło by sprawić by taki się stał? Może nie idealny, może nie dałoby się zlikwidować wszystkich problemów ale większość, albo przynajmniej je zmarginalizować.
Więcej. Czy w przeszłości byliśmy blisko takiego rozwiązania? A jeśli tak to co stanęło, stawało lub stoi na przeszkodzie by ten cel osiągnąć.
Jakieś pomysły? Propozycje? Wg mnie największym problemem jest.... niepodległość.

Hitler, Stalin, Lenin, Imperium Osmańskie, Imperium Rzymskie, Aleksander Wielki i wielu, wielu innych. Co ich łączy? Na pewno sporo ich dzieli. Zwłaszcza trzy pierwsze nazwiska mogą oburzać, przerażać i odrzucać. Lecz odrzućmy choć na chwilę zbrodnie które popełnili - nie zapominajmy o nich ale odsuńmy je na bok.
Wszystkie osoby przeze mnie wymienione jak i imperia z naszej przeszłości łączy jedno. Chęć podboju świata. Chęć Panowania nad całym światem. Czy było by to złe? 
Oczywiście, eksterminacja takiej czy innej narodowości, czy po prostu dlatego, że są w opozycji do jakiejś idei czy pomysły jest zła. Lecz model jaki przyjęło choćby imperium rzymskie w czasach swej świetności, czy Aleksander Wielki u szczytu swej chwały nie polegał na zabijaniu wszystkiego co było obce i wyznawało inne wartości czy posługiwało się innym językiem. Owszem, władza się zmieniała lecz inne kultury wchłaniano, brano z nich to co najlepsze i przez to całe imperium zyskiwało. Można było wyznawać swoją wiarę, można było mieć własny język i tradycję. Nikt tego nie bronił, Wymagano tylko szanowania i przestrzegania prawa Państwa  które dany region i ludność wchłaniało. 

Dlaczego uważam, to za takie ważne? 

1. jedno Państwo - swoboda przemieszczania się, działania, dla firm, ludzi, swobodniejsza wymiana kultur idei, każdy może mieszkać gdzie chce, ile chce i jak chce, oczywiście byłby by spory, nieporozumienia plemienne czy pomiędzy różnymi społecznościami lecz to wszystko było by wewnętrzne spory. Jak to w rodzinie, nie wszystkich się lubi, nie zawsze się ze sobą zgadzamy ale.... jesteśmy rodziną.

2. jedna władza - oczywiście władza by była stopniowana ale byłby jeden ośrodek centralny władzy, zatem decyzje byłby by podejmowane szybciej - szybciej co nie znaczy że szybko. Zakładając że byłby to ustrój parlamentarny..... to po prostu by było szybciej. Obecnie na forum między narodowym coś się ustala, a potem wszyscy się rozjeżdżają do swoich  krajów, tam to trzeba przedyskutować....  W takim  systemie nie ma szans na szybką i zdecydowaną decyzję w sprawach tego wymagających. Pod tym jednak względem najszybsze decyzje są podejmowane przez władcę, króla. monarchę czy dyktatora. Jak byśmy go nie nazwali, rządy jednoosobowe mają w tym względzie znaczną przewagę. I są dobre o ile człowiek jest mądry i dobry. Niestety na to czy taki będzie nikt i nic nie ma wpływu i nikt tego nie jest w stanie zagwarantować. Jednak jeśli chodzi o decyzyjność, są najszybsze i najsprawniejsze. Dlatego też Rosja Putina w tym względzie działa tak sprawnie. I wykorzystują to, że UE i NATO nie są tak szybkie w podejmowaniu decyzji. 

3. jeden język - przynajmniej ten urzędowy. Wbrew temu co mówią skrajni prawicowcy, osoby przeciwne głębszej integracji europejskiej, stworzenie Państwa Europejskiego nie jest zagrożeniem dla państw narodowych.... tzn jest dla polityków z tych Państw bo mogli by stracić wpływy... ale dla kultury i dziedzictwa danych regionów - nie. To tak jak choćby Walia w Zjednoczonym Królestwie. Kto był tam wie, że każdy znak drogowy i napis jest w języku angielskim i walijskim. Strony internetowe rządu też są dostępne w języku Walijskim i.... jest ok. Mają prawo nawet urzędowo używać swojego języka, nikt im nie broni aby kultywować swoją tradycję, czy historię. Inny przykład? Bliższy nam? Kaszuby. Kaszubskiego uczą w szkołach. Nie wiem jak w urzędach, ale wiem, że w autobusach miały zostać wprowadzone zapowiedzi przystanków po kaszubsku. I czy to komuś przeszkadza??? Mi na pewno nie.
Ok. Ale w takim razie jaki język wybrać? Hmmm to chyba jasne. Angielski - język powszechny, stosunkowo prosty i... nie trzeba go wybierać sam stał się językiem między narodowym. Kiedyś wymyślono i próbowano sztucznie wprowadzić język nie powiązany z żadnym krajem - esperanto. Ale to się nie sprawdza. Ludzie już dawno wybrali. Więc czemu nie przyjąć oficjalnie tego co już i tak jest. Ponad to na danym regionie może obowiązywać dowolny język czy języki.
Ciekawostka. Czy wiecie, że w Chinach ludzie są zdziwieni gdy dowiadują się, że w europie nie wszyscy mówią po angielsku?

4. jedna waluta - tak jestem za Euro (a nawet za jedną światową walutą). Czy przy wprowadzeniu jej w Polsce byśmy stracili? Jeśli było by to przeprowadzone jak na Litwie czy innych krajach i pilnowane by było by  sprzedawcy (zwłaszcza ci końcowi) nie zawyżali w górę cen to nie. Nie sądzę. A nawet jeśli to nie były  by to straty duże. Jest jednak grupa społeczna która bardzo by straciła na wprowadzeniu wspólnej waluty - politycy! Tak, to o dziwo oni by najwięcej stracili!!! Politycy twierdzą, że wprowadzenie euro spowoduje, że my Polacy stracimy kontrolę nad walutą. Bo teraz każdy Kowalski ma nad nią pełną kontrolę!?! Nie!!! Kontroluje ją NBP czyli politycy!!! Wtedy jak na dłoni było by widzieć różnice w cenach, różnicę w zarobkach za tą samą pracę pomiędzy krajami. Teraz politycy mogą zasłaniać się choćby kursem waluty. Przy jednakowej walucie, stracą tą jakże skuteczną broń.  Wtedy będzie widać ile zarabia robotnik w fabryce na danym stanowisku w Polsce, w Czechach, Francji czy Niemczech. Ile kosztuje m.szesc. wody czy kwh energii elektrycznej.
Co więcej nowe kraje do UE powinny być przyjmowane tylko wtedy gdy zgadzają się i spełniają warunki do wprowadzenia wspólnej waluty.

Przy wszystkich wspólnych rzeczach, nie chodzi mi o narzucanie wszystkim regionom (krajom) dokładnie tego samego prawa, a raczej o ustanowienie ram. Np dopuszczamy karę śmierci czy małżeństwa tej samej płci ale to nie znaczy, że muszą one być dokonywane wszędzie. Każdy region (kraj) powinien sam zdecydować czy na jego terytorium będzie dane prawo obowiązywało.
I oczywiście nie wszytko jest takie super, nie ma tylko samych plusów bo są i minusy. Lecz sądzę, że  w bilansie  zysków i strat przewyższają zyski takiego rozwiązania.

Kupą Panie i Panowie, bo kupy nikt nie ruszy!

sobota, 3 grudnia 2016

O rządach obecnych

   Lubię góry - mało bywałem bo tam nie mieszkałem, lubię też morze gdyż nad nim mieszkałem.
Morze lubię gdyż woda uspokaja, a gdy się w niej zanurzyć, wszelkie hałasy na co dzień nas drażniące cichną. Góry zaś lubię gdyż można na wszystko patrzeć z góry, z oddali. Takie zaś spojrzenie z perspektywy zawsze się przydaje. Najbardziej, zaś lubię połączenie obu tych rzeczy. Gdzie góry spotykają morze.... hasło Barmouth w Walii. Sądzę, jednak, że bardziej pasuje ono do Norwegii, która wciąż mi po głowie chodzi.
   Tak samo jest na obczyźnie. Gdy decyduje się człowiek na emigrację po pewnym czasie zaczyna patrzeć na swój kraj z perspektywy. Nie inaczej jest ze mną.
Na swoje narzekacie, a cudzego nie znacie, nie rzadko móc powiedzieć. Tu w UK, też nie zawsze wszystko jest ok. Policja i sądy zaliczają wtopy, w szpitalach też zdarzają się zaniedbania i, a może przede wszystkim, każdy walczy o swoje. I choć wiele społeczeństwo jest podzielone, to mają też wspólne wartości i swoich przodków ani historii się nie wypierają, Może czasem przemilczą niewygodne fakty, lecz im nie zaprzeczają.
Kłócą się i obrażają w parlamencie (i po za nim) lecz to co przez lata wypracowano, sposób życia, wolności, konsensusy społeczne, to wszystko jest nietknięte. Kwota wolna od podatku? Dla wszystkich taka sama! System edukacji? Przez dekady taki sam, jedynie kosmetyczne zmiany!
Tak bogaci się bogacą. I co z tego, jeśli przeciętny Smith, Nowak czy Muller ma za co zapłacić rachunki, ma za co zjeść i raz do roku może sobie pojechać na wakacje zagraniczne.

   W Polsce zaś obecnie rządzący niszczą wszystko i wszystkich którzy się z nimi nie zgadzają. Nie wygodne fakty starają się usunąć. Nie mniej... nadchodzące wybory w 2020 sądzę, że wygrają.
Dlaczego? No cóż, elektorat obecnej partu to głównie najniższe warstwy społeczne, które jednocześnie są najliczniejsze. To dla nich są programy typu 500+, mieszkanie+, kwota wolna od podatku..... a reszta? Reszta ma na to płacić i zarabiać. I siedzieć cicho bo są w mniejszości.
Gospodarka będzie zwalniać? Wina przedsiębiorców!
Prawo nie działa tak jak rząd obiecał? Wina lobby sędziowskiego i prawniczego!
Służba zdrowia źle działa? Wina lekarzy!
Itd., itp.
Wszyscy będą winni tylko nie rządzący! Jedna słuszna partia, jeden słuszny przywódca....coś mi świta że chyba to przerabialiśmy wcześniej i jakoś nie wyszło.
Prezes Kaczyński lubi być przyrównywany do Piłsudskiego. Tylko, że Piłsudski był żołnierzem, nie bał się ubrudzić sobie rąk, nie bał się wziąć na siebie odpowiedzialności. Kaczyński zaś..... cóż.... wszyscy widzimy co robi.... albo czego nie robi.
   Mówią, że odbudowują Polskę. Hmmmm taki Pan Macierewicz..... nie twierdzę, że jest lecz nie zdziwiłbym się gdyby się okazało, że jest agentem rosyjskim. Bo choć mówi jedno, jego czyny w mojej opinii potwierdzają to, że robi wszystko by Polskę osłabić.
Obrona terytorialna, Swoją drogą pomysł dobry ale nie kosztem podstawowej armii. A otwarcie się już mówi, o anulowaniu modernizacji polskiej marynarki lub przynajmniej znacznym jej okrojeniu i opóźnieniu oraz o tym, że nie zostanie ogłoszony przetarg na śmigłowce bojowe, który miał zostać ogłoszony wkrótce. A wszystko po to by sfinansować stworzenie oddziałów obrony terytorialnej. One mają być uzupełnieniem podstawowych sił!!! A skoro uzupełnieniem to ich potrzeby powinny być na dalszym planie!!!
   Zresztą o działaniach Pana Macierewicza chyba kiedyś odrębny elaborat poświęcę bo ten człowiek jest tak wkurwiający, że aż interesujący. Każdego dnia swojego żywota daje materiału do analizy dla ekspertów z psychologi i psychiatrii, że po wszystkim starczy tego na kilka pokoleń.
  Jednak, to, że elektorat rządzących jest najliczniejszy jeszcze nie przesądza ich wygranej. Jednak w połączeniu ze zniechęceniem, apatią i rezygnacją warstw wyższych społeczeństwa, elektoratu obecnej opozycji to zwycięstwo PiS' u w kolejnych wyborach jest bardzo możliwe.
A tą apatię i rezygnację widać już teraz. Wcześniejsze tak liczne i chętne demonstracje przeciwko rządzącym - choćby w obronie TK. Teraz gdy na włosku wisi prawo do wolności zgromadzeń publicznych - cisza. Nie ma żadnego zauważalnego protestu. Sprzeciwu. Są jedynie pojedyncze głosy.
Ok, zgodzę się, że prawo do zgromadzeń publicznych nie było idealne, ale wymagało delikatnych korekt, a nie zmiany takiej, ze demonstracje organizowane przez władze mają pierwszeństwo przed innymi. Jeśli już to chyba powinno być na odwrót!
   Inny przykład niszczenia państwa? Energetyka. Na początku swoich rządów, rząd wprowadził ustawę która w sposób znaczący utrudnia i sprawia że elektrownie wiatrowe stają się nie opłacalne w budowie. Ogranicza też inwestycje w pozostałe OZE (odnawialne źródła energii). I tym samym stawia na węgiel. Węgiel z którego wszyscy się wycofują, Zamiast stawiać na węgiel jako paliwo dla elektrowni, a chcąc potrzymać branżę górniczą, może było by warto przejrzeć badania hitlerowców  którzy próbowali zamienić węgiel na substytut ropy. I z tego co wiem mieli w tej dziedzinie pewne sukcesy.
A jeśli zaś chodzi o energetykę. Tak na chłopski rozum. Szybciej i taniej jest wybudować kilkadziesiąt  wież wiatrowych i sprawić by działały niż wybudować od podstaw nową elektrownię. Nie mówiąc już o panelach fotowoltaicznych. I jeśli o nie chodzi i gdyby to ode mnie zależało, nakazał bym na montowanie w każdym nowym budynku. Bloku, biurowcu, domu mieszkalnym. I może nie były by wstanie zaspokoić 100% zapotrzebowania na energię danego budynku, ale przynajmniej jakiś procent... np ten potrzebny na oświetlenie klatek schodowych w bloku.
Tak zwiększyło by to koszty budowy o pewien procent, ale w długim okresie zmniejszyło by koszty dla jego mieszkańców w utrzymaniu go, oraz koszty państwa w inwestowaniu w bloki energetyczne.

  Wszystko to co powyżej napisałem. To co moim zdaniem wskazuje na złą zmianę, a nie "dobrą zmianę" uprawianą przez obecnie nam panujących nie mają znaczenia. Bo dopóki wszyscy Ci, którzy nie są wyborcami PiS nie zmobilizują się w najbliższych wyborach parlamentarnych (i nie tylko) i o ile do tego czasu Polska nie zbankrutuje to rządy PiS nie skończą się na jednej kadencji.
Ale i opozycja musi się wziąć do kupy. PO powinna połączyć się z Nowoczesną wchłaniając jeszcze jakieś partie mniejsze lewicowe. A liderzy tych partii powinni swoje ego odłożyć na bok, jeśli faktycznie troszczą się o kraj i chcą mieć możliwość faktycznie zmiany czegoś. Bo jeśli nie.... cóż..... to niestety dojdzie do tego, że po 10 lub 15 latach rządów obecnej partii nie będzie już wyjścia jak wszystko po raz kolejny wywrócić do góry nogami aby po naprawiać ich błędy. A ludzie nie lubią zmian i po jednej kadencji znów władzę przejmie PiS i ...... tak w koło Macieju....
To Polska właśnie i nie ma większego wroga dla Polaków niż sami Polacy.

niedziela, 27 listopada 2016

O przekombinowaniu

   Obecny świat toczy wiele problemów, a jednym z nich jest w mojej opinii jego przekombinowanie. Tak bardzo chcemy być sprawiedliwi, tak bardzo chcemy by wszyscy byli równi, że już dawno przekombinowaliśmy.
Kobiety są dyskryminowane, i za mało dostaje się na uczelnie wyższe? Ustalmy parytet i minimalny procent kobiet jaki musi być co roku przyjęty na każda uczelnię.
Czarny, muzułmanie, geje, żydzi, żółci.... są dyskryminowani? Gdzieś ich za mało? Ustalmy parytety! Ustalmy progi minimalne!
Najciekawsze jest jednak to, że czują się dyskryminowani ci przedstawiciele danej grupy społecznej, którzy czekają aby im coś dać. To oni krzyczą najgłośniej, o nierównościach, o rasizmie, homofobii.
Gej który naprawdę akceptuje siebie, uważa, że to co lubi jest normalne przynajmniej dla niego, nie wykrzykuje wszystkim przy byle okazji że jest gejem, nie prowokuje heteryków. Po prostu... jest jaki jest i tyle, Zaś ci którzy najgłośniej krzyczą i afiszują się ze swoją orientacją.... cóż to nie świat ma z wami problem, tylko wy go macie. I ze światem, i - a może i głównie -  ze sobą.
Ja mogę lubić bdsm (z kobietami, żeby nie było) ale gdybym chodził w niemieckim mundurze z lateksu po mieście i próbował z jakiejś przypadkowej kobiety zrobić swoją seks niewolnicę to był bym "be" i "fuj"
Ale, żeby nie było, że tylko o gejach i dyskryminuje inne grupy społeczne!
To samo tyczy się wszelkich wyznań, ras, płci i orientacji.
Uważam, że wszyscy jesteśmy i powinniśmy być równi wobec siebie i prawa (bez względu na cechy nas różniące). I tyle. Koniec, kropka.
Bo jeśli dla jakiejś grupy tworzymy prawa, parytety, progi... to tak naprawdę nie wprowadzamy równości, nie wyrównujemy szans. Dajemy danej grupie społecznej - przywileje. Czyli dajemy prawa dodatkowe.
   Pozwólcie, że przytoczę tu przykład Szwecji. Obowiązuje tam prawo, że na każdy rocznik studiów 50% przyjętych to muszą być kobiety. I ok - zakrzyknęły feministki.
  Sęk  w tym, że dochodzi do sytuacji w której na 100% wszystkich zdających 60% najlepszych wyników jest uzyskiwanych przez mężczyzn i co? Ano to, że 10% z nich pomimo zdania egzaminu lepiej niż kobie in to egzamin, nawet jeśli wszyscy przyjęci mieli by być facetami albo kobietami - lecz tylko na podstawie wyników egzaminów to tak powinno być. Bo jesteśmy sobie równi! Lecz przez takie prawo, jak w Szwecji jednak nie jesteśmy.
   Tak miedzy prawdą a Bogiem to mam wrażenie, że prawdziwą dyskryminowaną i tępioną grupą społeczną są biali katoliccy hetero mężczyźni.

   Jednak prawa państwowe i to co nam narzuca społeczeństwo to jedno. Inna sprawa, że to co najczystsze być powinno i proste - czyli sport, także staje się przekombinowane. I wcale mi tu nie chodzi o doping, chodzi o przepisy.
Pod przykrywką sprawiedliwości, poprawności (politycznej lub cholera wie jeszcze jakiej), wyrównywania szans i..... naprawdę nie wiem czego jeszcze. Przepisy w poszczególnych dyscyplinach są tak zawiłe, że najczęściej sami zawodnicy nie wiedzą jak to ugryźć.
Dlatego też otwieram na powyższym blogu rozpoczynam cykl - Danielowe Alternatywy, czyli alternatywne punktacje i co by było gdyby.
Yyyy ok... trochę przydługa i trywialna nazwa... .ale... improwizuję, ok?!?!

   Nie, nie zajmę się dziś piłką nożną. Jest tez przekombinowana, ale dziś chciałbym się zająć sportem który lubię, a który ostatnio jak wieść gminna niesie traci marketingowo. Traci bo jest przekombinowana pod względem przepisów. A zamiast wrócić do korzeni, do prostoty słyszę kolejne przekombinowane pomysły.
Tym sportem o którym piszę to F1 lub Formuła 1 (jak kto woli). Są tu samochody, szybkość, technika, pieniądze i ładne kobiety (no może nie wśród kierowców niestety, ale kręcą się stadami w okół padoków).
Początki F1 przypominały trochę początki NASCAR czy innych wyścigach serii. No ok, może nie ścigali się w niej przemytnicy gorzały ale.... generalnie chodziło o to, że kolesie z kasą (większą lub mniejszą) spotykali się weekendami by sprawdzić kto ma szysze wozidło. Ci którzy przegrywali, a nie mogli na rynku kupić nic szybszego to zabierali się do przeróbek istniejącej landary by w następny weekend być szybszym.
Po czasie weekendowe ściganie przeistoczyło się w zawodowe, a to z kolei w olbrzymi biznes. Oczywiście, wczesne wyścigi, ale i te późniejsze nie należały do najbezpieczniejszych. I nadal takie nie są. Bo trudno by coś było bezpieczne przy prędkości 200 - 300 km/h. Nie mniej w porównaniu do choćby lat 80-tych czy początku 90-tych to teraz jest bajka.
   Kiedyś wkładało się pod maskę co się miało, im większe, głośniejsze i mocniejsze tym lepiej. Obecnie jest szereg obostrzeń jak choćby jednakowa pojemność silnika, minimalna waga i wiele wiele innych. I wiele z tych obostrzeń potrafię zrozumieć. Gdyż dotyczą bezpieczeństwa ale też kosztów prowadzenia zespołu. Owszem ten sport nigdy nie był i nie jest tani, lecz nie jest też tak, że wielcy motoryzacji się do niego pchają drzwiami i oknami, a ściganie się 6 czy 10 bolidów było by po prostu nudne. Dlatego popieram ograniczenia związane z kosztami i także - chyba z oczywistych względów - te z bezpieczeństwem.
  Jednak jeśli chodzi już o samo ściganie. To tu sprawa nie jest dla mnie tak jasna.
Bo nakłada się kary za to, że się dwaj kierowcy dotknęli kołami??? Jeśli przez to nie doszło do rozbicia się jednego z nich, albo całkowitego wypchnięcia po za tor, to po co????
Smutna prawda jest taka, że właśnie dla takich chwil się ogląda, dla wybuchających silników, dla rozerwanych opon, gdy lider, lub liderzy wypadają z toru i nie docierają do mety..... wtedy my widzowie się tym ekscytujemy. Ekscytuje nas nieszczęście, pech a czasem i wypadek kogoś innego.
Dziwne??? A po co ogląda się boks czy KSW? Na pewno nie po to by podziwiać umięśnienie zawodników czy strój sędziego!
W sprawie powyższego wyrażam swoją opinię lecz decyzję o tym czy należy karać za takie lub inne zachowanie na torze podczas ścigania kierowcę zostawiam innym i na kiedy indziej. Jest to temat zawiły i nie taki wcale prosty gdyż porusza wiele kwestii. Jest jednak kwestia z którą każdy ma do czynienia, zawodnicy, ekipy ale i widzowie (i ci najwierniejsi i ci którzy mało się tym interesują). Kwestia która jest odwzorowaniem nie tylko wyników ale i przepisów.
Kwestia, która - gdy jest zawiła i mało logiczna - może zniechęcić do oglądania i śledzenia potencjalnego nowego fana.
Tą kwestią jest punktacja. Obecnie punktowane jest pierwsze 10 miejsc. Ok i bez spojrzenia na ściągawkę wiem, że za miejsce pierwsze w grand prix jest..... 25 pkt a za miejsce 10 - 1..... i tyle. Dlaczego 25 za pierwsze? A za drugie? Ktoś się domyśla? Jeśli nie znasz punktacji i nie spojrzysz na stronę poświęconą z F1 to zdradzę Ci, że za miejsce drugie w danym GP dostaje się punktów.... 18. Dlaczego tyle, a nie np 19, lub 17... nie wiem.... i chyba nawet kierowcy sami tego nie wiedzą.
Dlatego też proponował bym prowadzenie alternatywnej punktacji. Proponuję tylko zmienić ilości punktów, które są przyznawane za dane miejsca. Nadal punktowane by było pierwszych 10 miejsc, i punkty do klasyfikacji konstruktorów byłby by liczone tak samo jak do tej pory czyli po prostu po każdym GP są sumowane punkty obu zawodników jakie otrzymali za dany wyścig.... jeśli jakieś otrzymali.
    Ale konkretnie. Propozycja. Jest prosta i jak sądzę logiczna. Za miejsce pierwsze przyznawano by pkt. 10 za drugie 9, trzecie 8 itd aż do miejsca 10 za które przyznawano (jak dotychczas) jeden punkt.

Pos. Pts.
1 10
2 9
3 8
4 7
5 6
6 5
7 4
8 3
9 2
10 1
, team

Cała tabela z zajętym miejscem i proponowaną ilością punktów za to miejsce.

  Co by to dało? Cóż wg tej punktacji przeprowadziłem symulację na podstawie wyników uzyskiwanych we wszystkich wyścigach przez poszczególnych kierowców w sezonie 2015 czy 2016.
Jeśli chodzi o kierowców w sezonie 2015 miejsca poszczególnych kierowców są w zasadzie takie same, Zamiana miejsc następuje w jednym przypadku w drugiej dziesiątce zawodników w porównaniu to tego oficjalnego zestawienia i przy obecnym sposobie punktowania. 

Pos. Driver Team Total pts
Surname Name
1 Hamilton Lewis Mercedes 167
2 Rosberg Nico Mercedes 149
3 Vettel Sebastian Ferarri 139
4 Raikkonen Kimi Ferarri 88
5 Bottas Valtteri Williams 80
6 Massa Felipe Williams 67
7 Kvyat Danil Red Bull  63
8 Ricciardo Daniel Red Bull  57
9 Perez Sergio Force India 51
10 Hulkenberg Nico Force India 38
11 Grosjean Romain Lotus 34
12 Verstappen Max Toro Rosso 31
13 Nasr Felipe Sauber 24
14 Maldonado Pastor Lotus 19
15 Sainz Carlos Toro Rosso 15
16 Button Jenson McLaren 12
17 Ericsson Marcus Sauber 8
18 Alonso Fernando McLaren 7

Zestawienie kierowców wg proponowanej punktacji w sezonie 2015. Uwzględnieni zostali tylko ci którzy zdobyli punkty w danym sezonie. 

Jeśli chodzi o obecny - 2016 - sezon to tu też czołówka pozostaje taka sama jak w oficjalnej tabeli. Jednak tylko czołówka - cztery pierwsze miejsca. Bo pierwsza ze zmian następuje już na pozycji 5. W oficjalnej tabeli i wg. obecnej punktacji miejsce to przypadło Verstappenow zaś u mnie - Raikkonenowi, który w oficjalnej tabeli jest o miejsce niżej - na 6. A jest to pierwsza z kilku zmian.

Pos. Driver Team Total pts
Surname Name
1 Rosberg Nico Mercedes 160
2 Hamilton Lewis Mercedes 157
3 Ricciardo Daniel Red Bull  145
4 Vettel Sebastian Ferarri 126
5 Raikkonen Kimi Ferarri 119
6 Verstappen Max Toro Rosso 113
7 Bottas Valtteri Williams 60
8 Perez Sergio Force India 53
9 Hulkenberg Nico Force India 42
10 Alonso Fernando McLaren 38
11 Massa Felipe Williams 33
12 Grosjean Romain Haas 28
13 Sainz Carlos Toro Rosso 26
14 Button Jenson McLaren 17
15 Kvyat Danil Red Bull 16
16 Magnussen Kevin Renault 14
17 Nasr Felipe Sauber 2
18 Palmer Jolyon Renault 1
19 Vandoorne Stoffel McLaren 1
20 Wehrlein Pascal MRT 1
Zestawienie kierowców wg proponowanej punktacji w sezonie 2016. Uwzględnieni zostali tylko ci którzy zdobyli punkty w danym sezonie. 

   Po co to wszystko, skoro zmiany są kosmetyczne. Zgadza się, jakoś specjalnie to nie zachwiało sytuacją, nie wywróciło jej o 180 stopni. Lecz gdy uzupełniałem dane, i suma punktów zmieniała się po każdym wyniku niemal do samego końca szanse na mistrzostwo miało 3 - 4 kierowców. A to dlatego, że punkty za dane miejsce nie zmieniają się skokowo a obniżają się o jeden. Dzięki temu trzeba walczyć o każdy punkt na każdym wyścigu. Bo np. wg. obecnej punktacji gdy za pierwsze miejsce dostaje się punktów 25 a za drugie 18, łatwo wyobrazić sobie sytuacje, że kierowca A wygrywa dziesięć wyścigów pod rząd za co łącznie zgarnia 250 punktów. W tym samym czasie kierowca B w tych samych wyścigach przyjeżdża na miejscu drugim za co łącznie wzbogaci się o 180 punktów. Różnica? 70 punktów! W takim wypadku kierowca A może sobie odpuścić albo mieć pecha w co najmniej przez dwa kolejne wyścigi. Bo np stwierdzi, że skoro ma przewagę to będzie oszczędzał silniki, albo siebie bo na przykład nie ma humoru. A i tak będzie na prowadzeniu w klasyfikacji ogólnej. 
    A co jeśli przyjąć moją punktację? Ta sama sytuacja, zawodnik A po 10 wygranych wyścigach będzie miał 100 pkt, zaś kierowca B gdy przyjedzie na miejscu drugim w tych wyścigach będzie miał 90 punktów, Różnica? 10 pkt! Wystarczy że kierowca A będzie miał wypadek lub defekt i nie dojedzie do mety a kierowca B wygra kolejny wyścig i zrówna się z nim punktami.
Efekt? Trzeba walczyć w każdym wyścigu, o każdy punkt, nie ma kombinowania i kalkulowania ergo jest walka w każdym wyścigu i nawet świeżo upieczony fan szybko zrozumie zasady przyznawania punktów.

    Jeśli jednak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę. 
Wiem, że kierowcy dostają premię za każdy zdobyty punkt. I nie są to drobne na waciki. Mniej punktów, oznacza mniej kaski, a i na pracować się trzeba więcej, bo nie można odpuszczać żadnego wyścigu jeśli chce się wygrać lub przynajmniej zająć na koniec sezonu jak najwyższe miejsce.
Nie wiem, zaś czy zespoły dostają jakaś premię pieniężną za zdobyte punkty przez swoich kierowców. Jeśli tak to tu także mniej punktów oznacza mniej kasy. 
Ale można to potraktować jako, ograniczenia kosztów i dla zespołów i dla federacji - a jeśli nie, to.... można podwyższyć kwoty za jeden punkt by nie tracić swoich dochodów. 

   Jeśli obecny system punktacji uważany jest za może skomplikowany ale i sprawiedliwy, to mój jest i sprawiedliwy i nieskomplikowany. Na co dowodem nich będzie to, że jeśli są zmiany w są to zmiany nie dotyczące pierwszych trzech - czterech miejsc. A i na dalszych miejscach nie są to skokowe zmiany a raczej zamiana miejsc dwóch zawodników. Kosmetyczne, bym powiedział zmiany to są.
Ale czy na pewno.... 
Jeśli chodzi o zawodników to tak, ale jeśli chodzi o klasyfikację konstruktorów to już nie jest tak spokojnie o dziwo. Bo o ile przy mojej punktacji tabela konstruktorów sezonu 2015 jest taka sama jak ta oficjalna. To już w obecnym sezonie 2016, tylko miejsce pierwsze jest takie samo oraz miejsca od 8 do 11. Miejsca miedzy 2, a 7 są inne niż w tej oficjalnej klasyfikacji. 
I tak ferrari u mnie jest na miejscu drugim przed Red Bull'em, Force India spadło na miejsce 6 w porównaniu do oficjalnego zestawienia, gdzie zostało sklasyfikowane na miejscu 4. U mnie na miejscu 4 jest Toro Rosso.
Zresztą zobaczcie sami i jeśli chcecie porównajcie z tą oficjalną klasyfikacją.


Pos. Team Total pts
1 Mercedes 317
2 Ferrari 245
3 Red Bull Racing 161
4 Toro Rosso 139
5 Williams 95
6 Force India 95
7 McLaren 56
8 Haas 29
9 Renault 15
10 Sauber 2
11 MRT 1
Klasyfikacja konstruktorów wg. punktacji mojego pomysłu. Klasyfikacja konstruktorów i sposób naliczania punktów w zasadzie nie uległy zmianie. Dodawane są punkty obu kierowców z danego team;u po każdym GP. O ile oczywiście, dani kierowcy zdobyli jakieś punkty,

   Prostota i przejrzystość. Taki mi cel przyświeca. Aby nawet człowiek bez wykształcenia mógł to łatwo zrozumieć. Aby zwiększyć przychód, a w tym wypadku atrakcyjność widowiska (co w zasadzie także powiązane jest z przychodem) przy jak najmniejszym koszcie - a kosz wprowadzenia tego rozwiązania to koszt papieru z zatwierdzoną i podpisaną decyzją oraz koszt pracy informatyka który dokona niezbędnych zmian w programie. Gdyż jak sądzę, mają od tego program... ja co prawda zrobiłem to w excel'u.... ale ja amator przecież jestem....

   Może i sposób prosty ale, aby go opisać niezły elaborat walnąłem i może przez to nie wydaje się taki prosty ale sądzę, że niekiedy najprostsze rzeczy najtrudniej wytłumaczyć. 
Nie mniej jeśli ktoś z FIA lub zarządu F1 lub samych zespołów jest moją propozycją zainteresowany to chętnie wyjaśnię osobiście. 

I to by było na tyle robaczki. 
Czekam na opinie i łubudubu, łubudubu niech nam żyje prezes naszego klubu....
.... że tak po pisowsku się pożegnam. 



sobota, 26 listopada 2016

O ubezpieczeniach

   Ostatnimi dniami wyczytałem, iż w Polsce ludzie zaczynają oburzać się na ubezpieczenia OC. Dokładniej rzecz ujmując na ich wysokość. No z jednej strony nie ma już praktycznie fotoradarów.... bo przecież to jest polowanie na kasę. I nie ważne, że fotoradary stały by bezużyteczne gdyby wszyscy stosowali się do limitów prędkości. Teraz mamy nowego wroga - ubezpieczalnie.
Otóż moi drodzy... niestety w tym także w końcu musimy zrównać się z resztą europy. I rozumiem. Boli gdy za samochód warty 2000 zł. trzeba zapłacić jego równowartość lub i wielokrotność.
   Mogę tu przywołać fakty - co roku odszkodowania są wyższe, i częstsze bo pierwsze co robi osoba którą stuknięto w tył.... biegnie do lekarza po zaświadczenie "o olbrzymiej traumie" tym spowodowanej. A wcześniej do szpitala każe się wieźć karetką. I tu skądinąd wiem, że jeśli ofiara jakiegoś *nie tylko komunikacyjnego) wypadku jest kontaktowa to medycy proszą ją o określenie bólu w skali od 1 do 10 bo 11 jest zarezerwowane dla tych ledwo pukniętych z wypadków komunikacyjnych, bez obrażeń ale.... transport karetką do szpitala wygląda lepiej przy pozwie o odszkodowanie. Spokojnie w tym nie odstajemy od innych nacji europejskich,
Co więcej, zgodnie z przepisami (i logiką biznesową) nie można sprzedawać produktu / usługi poniżej kosztów. A tak się to działo do tej pory, gdyż przez ostatnie lata na polskim rynku usług ubezpieczeń komunikacyjnych byliśmy świadkami walki cenowej, która wg rządzących mogła być zmową cenową (sic!)
Ubezpieczenie OC (lub AC) to nic innego jak zakłady. Tylko w tym wypadku, abyśmy wygrali musi dojść do nieszczęścia czyli wypadku. W zasadzie w sporcie też bo przegrany cierpi... ale nie ryzykuje śmiercią. Tu przegrany jest wygranym tak naprawdę. Czyli stawiamy 1 zł na to, że w danym czasie nie będziemy mieli wypadku... jeśli zaś będziemy to ubezpieczyciel wypłaci nam 1000 zł. I może by było ok, gdyby to były zakłady między prywatnymi osobami, Jednak, tu zakładamy się z firmą, która jednak chce zarobić i choć bierze ryzyko na siebie to jednak to ryzyko kalkuluje. Dlatego też niech nas nie dziwi fakt że zgadza się ona wypłacić 1000 zł w przypadku wypadku ale od właściciela samochodu wartego 2000 zł, który ma 20 lub więcej lat weźmie 200 zł zaś od właściciela nowego samochodu wartego 50 tyś zł weźmie 10 zł za ten sam okres i tą samą sumę odszkodowania.
A myślenie jest proste. Nowszy samochód, lepsze hamulce, nowsze i lepiej działające systemy bezpieczeństwa więc ryzyko jest mniejsze.
Oczywiście, w realnym świecie w grę wchodzą inne wartości i kwoty ubezpieczeń, jet też brane pod uwagę więcej czynników, lecz podstawy są te same i zasada jest ta sama. Większe ryzyko - wyższa składa ubezpieczeniowa.
Kolejny przykład?  Ok. Z własnego podwórka. Tu w UK, mam focusa 1. Wart obecnie może ze 250 funtów, a ubezpieczenia płacę 119 funtów.... miesięcznie. Mógłbym nieco mniej gdybym zapłacił w jednej lub dwóch ratach ale nie miałem akurat 900 funtów na raz.
I wierzcie lub nie, lecz nie tylko ja tak mam.
To na tyle jeśli chodzi o, nie tyle obronę ubezpieczalni, co zrozumienie zasad ubezpieczania. Ubezpieczalnie jednak nie pomagają kierowcą i gdyż to co uważam, za nie fair z ich strony , w porównaniu do tych w UK, to to iż nie dają klientom szans na obniżenie ich stawki. Nie pomagają w tym.
Ok, doświadczenie, zakup przez internet, płatność kartą, zlecenie zapłaty, bezszkodowy...bla bla bla... a co jeśli kierowca jest młody? Nie ma doświadczenia (bo mieć nie może), a tym bardziej bezszkodowej jazdy???
Tu w UK, dla młodych kierowców jest szansa by mieć akceptowalną składkę ubezpieczeniową. Kupujesz mały samochód, z małym silnikiem i.... zgadzasz się zamontować skrzynkę telemetryczną. Nie wiem, czy działa to w systemie "live" czy przy odnowieniu umowy są analizowane dane z niej. Nie wiem, ale chodzi o to by można zobaczyć czy taki młody kierowca stosuje się głównie do ograniczeń prędkości.
Sądzę, zatem, że takie coś właśnie powinniśmy przeszczepić na Polski grunt. Dać szansę przynajmniej tym bez doświadczenia udowodnić, że nie każdy młody zna tylko dwie pozycje gazu - 0 i max.
A dla całej reszty, z kierowców w PL i na złość pewnemu autorowi demota - w którym to napisał, że to jest złodziejstwo i zmuszanie ludzi do kupowania nowszych samochodów - logika jest nieubłagana. Nowszy samochód = mniejsze ryzyko wypadku.
Co więcej jeśli kupować samochód to najlepiej kupować go produkcji krajowej, gdyż w ten sposób wspiera się krajowych pracowników.
Sam pracuję w przemyśle samochodowym. Nie w Polsce, ale w UK. Przez chwilę pracowałem w fabryce silników w BMW, ładowałem też samochody Jaguara na pociągi i odbierałem je z fabryki, a teraz pracuję w logistyce i na magazynach Jaguara Land Rovera i wierzcie mi. Że może na linii w fabryce zatrudnionych jest 500 osób. Ale aby miały co składać w okół nich pracuje kolejne 2000 osób. I nie ważne czy właścicielem jest, Niemiec, francuz, czy hindus. Kierowcy, magazynierzy, monterzy, menadżerowie, technicy baaa nawet sprzątacze. To są ci miejscowi, którym wy kupując samochód płacicie pensje. Swoim! Krajowym!
Myślicie, że w Polsce tylko zagraniczny kapitał??? W UK - Jaguar Land Rover (dwie marki ale jedna firma). należy do hindusów (Tata Motors). Mini - do BMW, Rolce Royce - VW, największa fabryka w Anglii - Nissan.
Zaś jeśli chodzi o części które przewijają mi się przez magazyn, to są i z Niemiec, i Francji ale też i z Polski.
Smutna prawda o PL jest taka, że w kwestii ubezpieczeń, i nie tylko, szybciej lub wolniej będziemy się zrównywać z resztą rozwiniętego świata. A że nam będzie trudniej to znieść... to nie chodzi tyle o wysokość pensji, co także o wartość polskiej waluty. Bo pomyślcie... jeśli np coś w UK kosztuje 1 funt to w PL 5 zł. 1 funt w UK może być niczym ale w PL 5 zł to już coś. Gdyby zaś wartość naszej waluty narodowej była większa.... dajmy na to że 1 funt byłby wart nie 5, a 2 zł to za to samo dobro byśmy zapłacili 2 złocisze a nie 5. Czyli kupilibyśmy więcej, za tą samą kwotę!!!! Zatem wysokość płacy to jedno, ale wartość waluty ma też ogromne znaczenie. Dlatego, też jestem za tym aby wprowadzić u nas euro, nawet jeśli na początku mielibyśmy na tym stracić.
Lecz w dłuższym okresie najbardziej by stracili nie ludzie a politycy. Bo wtedy by można było bez mydlenia oczu zobaczyć, banan (przykładowo) w Niemczech kosztuje 0,5 euro a w Polsce 1 euro (przykładowo). Nie było by gadania, że kurs, że tamto, że sramto.
Lecz pogadanka o walutach to może już kiedy indziej.
Dobranoc.

niedziela, 20 listopada 2016

O podatkach i o mojej deklaracji.

   Jaki podatek jest najsprawiedliwszy wg mnie i jaki powienien być w Polsce?
   No cóż.... 95% polaków deklaruje w badaniach, że jest katolikami. Skoro tak to poszukajmy rozwiązania w wierze. I znajdziemy je tam! Dziesięcina, dziesiąta część - to wg biblii jest sprawiedliwy podatek.
Sprawiedliwy - bo wskazany przez wiarę, którą wyznaje i wg której żyje niemal całe społeczeństwo naszego kraju, czyż nie?
Prosty - bo każdy po szkole podstawowej jest w stanie go wyliczyć. Zarobisz 1 tyś PLN w roku - zapłacisz 100 zł podatku, zarobisz 100 tyś. - to zapłacisz 10 tyś podatku. Prawda, że proste, łatwe, sprawiedliwe i przyjemne?! No... ok, może nie przyjemne, bo nikt nie lubi płacić podatków, ale łatwe, proste i sprawiedliwe. Aha i żadnych zwolnień przy tym podatku, żadnych odpisów.


    Jednak sam podatek to jeszcze nic, proponował bym także w raz z tym wprowadzić:

  • JOW (jednomandatowe okręgi wyborcze) - w najczystszej postaci;
  • dla firm podatek obrotowy lub od przychodu w wysokości 1 - 3% (jaki konkretnie i jaka wysokość to specjaliści by musieli się wypowiedzieć)  zamiast CIT - tak by było jak najprościej i najłatwiej, bo to co najprostsze daje najmniejsze pole i potrzebę do szukania luk, objął by wszystkie firmy działające w PL;
  • samochody - jedna rejestracja zwykła (prywatne nr rejestracyjne na życzenie) idąca za samochodem przez cały okres jego "życia" i przerejestrowywanie tak jak ma to miejsce w UK - bez opłat i przez pocztę
  • generalnie jeśli chodzi o kontakty z urzędami to ściągnąć rozwiązania z UK - można zrobić przez pocztę bez potrzeby jeżdżenia do urzędów. Idziesz na pocztę, prosisz o druk, wypełniasz i wysyłasz, albo przez internet. Mi nowe prawko przyszło pocztą do domu, nigdzie nie jeździłem nie stałem w kolejkach, etc.
  • aborcja - tak (z powodów które opisałem w jednym z wcześniejszych postów)
  • legalizacja maryśki - nawet w celach nie leczniczych. I tak to jest, więc lepiej aby państwo miało na to oko (choćby nadzorowało proces produkcji, i gwarantowało, że ktoś "ulepsza" jej jakimiś dziwnymi chemikaliami) i zamiast kosztów na walkę z czarnym rynkiem czerpało z tego zyski. Poza tym - straciło by to status owocu zakazanego, który jak wiadomo przyciąga bardziej;
  • na tej samej zasadzie rozważyć zalegalizowanie wszystkich narkotyków - z tego co wiem Portugalia tak zrobiła i wcale nie jest krajem ćpunów.
  • zamiast minimalnej płacy miesięcznej ustalić minimalną godzinową DLA WSZYSTKICH RODZAJÓW ZATRUDNIENIA
  • wprowadzić  rozwiązania z UK co do form zatrudnienia. Tu większość osób jest zatrudniana przez agencje pracy tak, ale płace ma się takie same jak ludzie zatrudnieni bezpośrednio przez daną firmę, co więcej to normalna umowa z tą różnicą, że umowy agencyjne nie gwarantują ilości przepracowanych godzin w tygodniu. Więc można pracować 40 godzin lub 10 (na więcej niż 40 trzeba się zgodzić na piśmie) - to tzw. "zero hour contracts". Ale nie trzeba się martwić i ubezpieczenie, o emeryturę  - wszystko się wlicza, Choć tak pracuję to nie znam do końca szczegółów ale tu nikt nie martwi się o to, że na emeryturę nie ma odkładane - bo ma!
  • obniżenie obciążeń podatkowych na pracodawców i pracowników do 20-25% realnie pensji, a nie ponad 50% jak ma to obecnie miejsce obecnie
  • jeden ogólnopolski system, baza danych medycznych. idę do lekarza, podaje nr pesel ten wpisuje w komputer i ma podgląd pod całą moja historię medyczną (tak sprawa droga skomplikowana i czasochłonna, ale warta zachodu)
  • zlikwidowanie lub drastyczne obniżenie VAT  do 5-10% - jedna stawka na wszystko
  • zlikwidowanie ZUS w ogóle. Oczywiście dla osób które mają obecnie nie więcej niż np 30-35 lat. Pozostałym wypłacać, jak dotychczas (prawa nabyte) - tak wiem przez kilka dziesięcioleci będzie to bardzo obciążało budżet
  • kształcenie wyższe płatne (tak wiem konsytuacja nie pozwala) - ale wprowadzić państwowe programy dla uzdolnionych w sporcie, naukach ścisłych czy humanistycznych.
  • legalizacja prostytucji - i tak jest!!! A tak przynajmniej podatki będą płacić
I to chyba na tyle, bo choć pomysłów mam więcej to są one już mniej istotne. I choć to są takie moje danielizmy właśnie, to wiem, że sporo z nich jest kosztownych. Zwłaszcza w krótkim okresie, ale staram się patrzeć na to w okresie 5-10 lat i sądzę, że w tym okresie, na dłuższą metę by się one opłaciły.
Uważam, że należy dążyć do jak najprostszych rozwiązań. Z jednej strony "złe prawo, ale prawo", z drugiej strony złe, a raczej trudne prawo zachęca i wręcz umożliwia jego obchodzenie. 

O wypowiedzi Pana Wicepremiera

   Wczoraj napisałem, iż wyczytałem wypowiedź Pana Morawieckiego w której to stwierdził, że Państwo nie jest krwiopijcą. Że Państwu zależy na współpracy z przedsiębiorcami i ludźmi przedsiębiorczymi.
   Dziś zaś Pan Wiceminister znów zabrał głos. I zaprzeczył swym słowom twierdząc, że dla ludzi lepiej zarabiających nie powinno być kwoty wolnej od podatku!
  Czyli, że co??? Jednak Państwo jest krwiopijcą. Jednak Państwo karze tych którzy potrafią sobie radzić, którzy są kreatywni, którzy chcą do czegoś dojść, coś osiągnąć i nie liczyć na innych, nie liczyć na rząd, a liczą jedynie na siebie! Co więcej dalej dzielimy społeczeństwo! Na tych biednych - ale przecież uczciwych i dobrych ludzi, którzy liczą na pomoc Państwa i tych złych kapitalistów, wykształciuchów, którzy kradną i kombinują tylko jak oszukać innych i Państwo!!!
  Czyli chodzenie na 8 godzin do kogoś do pracy na koniec miesiąca wyciąganie ręki po wypłatę (która za wykonaną pracę się należy), jest lepsze i lepiej widziane, niż siedzenie w biurze od rana do wieczora, martwienie się o sprzedaż, o finanse firmy, podatki i brak czasu dla rodziny.
  Hmmmm... jeśli tak to, w takim razie nie dziwie się, że ludzie nadal wyjeżdżają z Polski.

  A tak swoją drogą to kto wg Pana wicepremiera jest osobą lepiej zarabiającą? Ci którzy zarabiają powyżej minimalnej krajowej? A może ci których zarobki oscylują w granicy średniej krajowej???

  Ktoś może powiedzieć, że przecież w Skandynawii, są wysokie podatki. Owszem. Najlepiej zarabiający płacą bardzo wysokie podatki ALE mają taki sam dostęp do świadczeń socjalnych jak inni. Bo jak przytaczać takie przykłady to róbmy to w całości a nie tylko w tej części która nam odpowiada.

   Być, może.... a raczej na pewno napiszę coś nie popularnego. Jednak w mojej opinii nie powinno być tak, że im więcej zarabiasz tym większy podatek płacisz. Dlaczego? A no dlatego, że to nie "sprawiedliwość społeczna" - jak nazywają takie rozwiązanie jego zwolennicy - a zmuszanie innych do czegoś co może być w brew ich przekonaniom i ich wolnej woli.. Jest to karanie osób których jedynym przewinieniem jest pragnienie bycia niezależnym.

Nie zmuszajmy ludzi to dzielenia się. Nikogo nie można zrobić na siłę szczodrym, ba, w moim przekonaniu powoduje tylko dodatkowe spieńcia i irytację części społeczeństwa.
Jeśli ktoś dobrze zarabia i wg niego należy pomóc konkretnej osobie lub grupie osób, lub też grupie społecznej to da im pieniądze, założy fundację. Nic na siłę!

A tym którzy, nie dostają pomocy a na nią liczą, Sorry Winnetou, lecz jak się nie ma co się lubi to trzeba zapierdalać. A jak to robisz a nadal nie masz, to znaczy, że.... trzeba zapierdalać jeszcze bardziej!!!